Znow nie ! Znow nie ! Fortuna mija mnie. A kto umarl ten nie zyje Bodzio Linda w filmie rzekl Jan nie umarl i nie zyje Ale z gry nie rezygnuje. Wiec w srode Wiec w sobote Wierzy moze to juz dzis. Milion Janow przed ekranem Zludne nadzieje znowu ma Zaden sobie sprawy nie zdaje To jest gra kontrolowana. Wiec w srode Wiec w sobote Wierzcie moze to Na zdj. kadr z filmu „Psy”, reż. Władysław Pasikowski Ktoś się rodzi księdzem, ktoś kurwą, a ktoś inny złodziejem. Czasami ma to dobre strony, bo się można poznać. Franciszek „Franz” Maurer, „Psy” Zawsze uważałam, że musi istnieć chociaż jeden powód, dla którego warto by kochać Toruń, i to musi być coś więcej, niż taki zwykły piernik. No i to jest na przykład fakt, że urodził się tam Bogusław Linda. I dzisiaj ma urodziny, sześćdziesiąte drugie, i ja bym bardzo chciała, żeby wszystkie kolejne spędzał już ze mną. Ale nie mówcie o tym mojej mamie, ona bardzo nie lubi starszych. Jakkolwiek, z okazji urodzin, najlepsze cytaty z najlepszych „Psów”. Bo to nie jest tak, że tylko co tu będę tak sam siedział i bo to zła kobieta była. W warstwie dialogowej to bardzo uroczy film, tym bardziej, że dużo tam klną. I nie pytaj, dlaczego. W imię zasad, skurwysynu. Filmowe cytaty Bogusława Lindy Franz: Pierdolisz. Olo: Nie, przysięgam ci, mówię prawdę, Franz. Franz: Pierdolisz moją kobietę. Kobieta z komisji: Czy jest pan gotów stać na straży porządku prawnego, odnowionej, demokratycznej Rzeczpospolitej Polskiej? Franz: Bezapelacyjnie, do samego końca. Mojego lub jej. Franz: Olo, czujesz? Olo: Tak, ale to nie gówno, to padlina. Jak taki zaczyna od kapowania, to na czym skończy? Franz: Na Powązkach. Franz: Myślę, że jesteś niezła dupa i chcesz mnie bardzo. Przyznaj się. Kobieta: Proszę przestać, bo wezwę policję. Franz: To ja jestem policja! Niemiec: A pański kolega? Nie powie nam nic wesołego? Wspólnik Grossa: Deutschland, Deutschland über alles! Barański: Myślisz, że nie kłamał? Gross: Z akumulatorem na jajach jeszcze nikt nie kłamał. Nowy: My psy, musimy się trzymać razem. Franz, będę za ciebie robił porządek. Franz: Wiem. Mnie zamieć na osobną stertę. Franz: Do szkoły trzeba by cię posłać. Angela: Znów mnie wszyscy będą pierdolić. Franz: No, to jest argument przeciwko szkole. Kobieta: Jesteście ze schroniska dla zwierząt? Wawro: No, pensjonariuszami. Angela: Dlaczego ona cię zostawiła? Franz: Moja żona? Bo to suka była, mówiłem ci. Śnić, że ktoś umiera w twoich ramionach. Sen o tym, że ktoś, kogo znasz, umiera w Twoich ramionach może wydawać się nieco smutny, ale mimo wszystko symbolizuje odrodzenie Twojego związku, większą bliskość między Tobą a tą osobą, lepszą komunikację i zrozumienie. Jeśli śni Ci się, że ktoś, kogo nie znasz, umiera w Twoich blocked zapytał(a) o 14:39 A kto umarl, ten nie żyje? To pytanie ma już najlepszą odpowiedź, jeśli znasz lepszą możesz ją dodać 1 ocena Najlepsza odp: 100% 0 0 Odpowiedz Najlepsza odpowiedź NastiaGagarina odpowiedział(a) o 14:41: Dokładnie Odpowiedzi blocked odpowiedział(a) o 14:40 Tak. Uważasz, że ktoś się myli? lub
Bóg nie umiera tego dnia, w którym przestajemy wierzyć, ale to my umieramy w tym dniu. My umieramy wtedy, kiedy nie ma w nas wiary. Każdy, kto znał zmarłego Jana, może powiedzieć, że był człowiekiem wiary. Tą wiarę okazywał, jako Nadzwyczajny Szafarz Eucharystii; każdej niedzieli chorym z naszej parafii zanosił Pana Jezusa.
A kto umarł, ten nie żyje.

Jedną z takich form, najcenniejszą, jest niewątpliwie msza święta w intencji zmarłych. 10 listopada 2021 roku z inicjatywy Aletei zostanie odprawiona specjalna międzynarodowa msza zaduszkowa za bliskich zmarłych naszych Czytelników. Możesz nam wysłać ich imiona, by także oni zostali otoczeni tą modlitwą.

Chciałem dokonać darowizny na rzecz osoby bliskiej. Na tyle bliskiej, że obdarowany nie musiał płacić podatku, więc sprawa wydawała się nie tylko bez kosztowa, ale też banalnie prosta do przeprowadzenia. Nic bardziej mylnego, zabrało to trochę czasu i naruszyło mój podatny na alergię wywołana absurdem, system nerwowy. Ale co tam, pojawił się też walor poznawczy i temat na tekst z cyklu nasza idiotyczna rzeczywistość. Przedmiotem darowizny było niewielkie mieszkanie, które lata temu odziedziczyłem po mamie. Chciałem je darować dorosłemu synowi. Nic bardziej banalnego i – wydawałoby się – prostego. Posiadam, akty notarialne stwierdzające jednoznacznie, iż lokum jest moje, idę z synem do notariusza i po sprawie. O nie, okazuje się, że jest przed sprawą, że to dopiero początek drogi przez mękę. Kancelaria notarialna w odrestaurowanej kamienicy w centrum Warszawy. Na biuro przerobiono tam przedwojenne mieszkanie. Trzeba przyznać, z gustem. Chyba w stylu art deco. Sympatyczna pani notariusz, u której stawałem do dużo bardziej skomplikowanych aktów prosi, żebym zapisał listę dokumentów, które muszę przed aktem darowizny przedłożyć. Większość budzi moje mocne zdziwienie. Oczywiście akty notarialne stwierdzające, moje prawo własności. To jasne i bezproblemowe; mam w plecaku. Kolejna rzecz: zaświadczenie ze spółdzielni mieszkaniowej, że przysługuje mi spółdzielcze własnościowe prawo do owego lokalu. Jak to ? – pytam grzecznie jak na człowieka o czasami dużej kulturze osobistej przystało, przecież spółdzielnia wie to już dawno, na podstawie przesłanych im aktów, co ma więc stwierdzać ? To klasyczne idem per idem, to samo przez to samo; błąd w logice polegający na definiowaniu pojęcia przez to samo pojęcie. - No tak, ale takie są przepisy – wyjaśnia pani notariusz. Kameralny pawilon przy bocznej uliczce: siedziba zarządu i administracji spółdzielni mieszkaniowej. Z rozmowy telefonicznej już wiem, że potrzebny będzie mój wniosek o stwierdzenie, że moje to moje, a później ów wniosek zweryfikuje zarząd i podpisze. Potrzebne dwa podpisy będą. Stawiam się w wyznaczonym terminie, ale akurat trwa posiedzenie zarządu więc proszą o poczekanie. Czekam cierpliwie, jarając fajki krążąc dookoła pawilonu. Cieszy mnie informacja, że trawa posiedzenie, bo pewnie prezesi są na miejscu i może podpiszą od ręki. Niestety nie, swoje trzeba odczekać. I tak dobrze. Mam stawić się za kilka dni. A gdyby prezesi się rozjechali, jeden na narty wodne, drugi na wieś agroturystyczną ? Po otrzymaniu zaświadczeni, że moje to moje, i zgodnie z instrukcją pani notariusz udaję się do urzędu skarbowego. Po co? Po zaświadczenie, że mam uregulowane sprawy podatkowe związane z lokalem mającym być przedmiotem darowizny. Mam uregulowane. Złożyłem dawno temu tzw zerowy PIT od spadku po mamie i jestem w jego posiadaniu, od daty nabycia spadku minęło 7 lat, więc i tak podatek jest nienależny, choćbym coś zachachmęcił. Ale i pani notariusz i pani w urzędzie skarbowym tłumaczy, że tak trzeba. No to czekam tydzień, przedkładając zeznanie podatkowe nt spadku, które jest w posiadaniu Urzędu i na podstawie którego dostaję niezbędny kwit. Idem per idem 2. Kolejna sprawa, kolejny urząd i czas oczekiwania. Chodzi o akt urodzenia mojego syna, czyli osoby obdarowanej. Tu, nadal sztucznie podtrzymując odpowiedni poziom wątpliwej kultury osobistej, zaczynam się wewnętrznie buntować. Wewnętrznie, bo znajomy adwokat wyjaśnił mi, że to nie fanaberie notariusza, tylko obowiązujące go przepisy. Przepisy ustanawia państwo, a konkretnie rządzący, wobec których zbuntowany jestem jeszcze od czasów Edwarda Gierka, więc to nic nowego. Ów bunt w w/w przypadku przybrał postać pytań. Po co potrzebny jest akt urodzenia osoby obdarowanej? Czy istnieją jakieś regulacje prawne stwierdzające, że jest czynem zabronionym dokonaniem darowizny na rzecz osoby nienarodzonej, osoby w wieku prenatalnym lub dopiero planowanej, lub też nieżyjącej ? Chyba nie. Czy konieczność przedstawienia aktu urodzenia wywodzi się i ma prawne uzasadnienie w licznych przypadkach dokonywania darowizn na rzecz osób nie urodzonych ergo prawnie nie istniejących. Czy, jeśli zamierzam stawić się na odczytaniu aktu z osobą uprzednio wskazaną, to nie można założyć, iż dana osoba istnieje, żyje, ergo się urodziła. Czy znane w dziejach ludzkości przypadki istnienia osobników ludzkich, które żyją, ale się nie rodziły. Mówi się jednym przypadku zmartwychwstania, ale nie urodzić się i żyć. Dziwna sprawa. W tym przypadku brak mi jest fajnego łacińskiego powiedzonka na wskazanie absurdu. Idem per idem już było, Ignotum per ignotum (nieznane przez nieznane) jakoś nie pasuje. Jest!, cytat z filmu „Psy” Pasikowskiego, gdy w ostatniej scenie Franz Maurer (Bogusław Linda) strzela w głowę Ola (Marek Kondrat), to wyrok za ….. jego panienki. Co mówi Linda spokojnym, lecz konsekwentnym głosem tuż przed egzekucją? Mówi słynna sentencję, w logice zwaną tautologią: a kto umarł, ten nie żyje. PS. Więcej o takich absurdalnych sprawach przeczytacie w mojej książce „Głos Cynika. Terapia Liberalna”, której patronem jest tygodnik „Wprost”.
Kodeks karny z 1969 r. Tutaj kara śmierci zajmuje nieco inne miejsce w hierarchii kar. Nadal zaliczana jest do kar zasadniczych, ale ustawodawca poświęca jej odrębny paragraf. Art. 30 § 2 stanowi, że: karą zasadniczą o charakterze wyjątkowym, przewidzianą za najcięższe zbrodnie, jest kara śmierci. ZACZNIJCIE PROWADZIĆ TE SWOJE ZASRANE PSY NA SMYCZY. Boże. W tym kraju zawsze musi dojść do tragedii, inaczej powie ci taka, że przecież nic się nie stało! To nic, że mój pies znowu nie będzie umiał przejść obok innego, i to nic, że prawie mi go zagryzł. #gdynia #sopot #trojmiasto #psy . 0 572 694 628 625 795 657 187

a kto umarl ten nie zyje mem